Rogacizna

Tym się jeszcze nie zdążyłam pochwalić.
Posiadam zwierzyniec.
Nie mam na myśli dzieciarni, którą nierzadko można ze zwierzaczkami pomylić.
Chodzi o rogaciznę z krwi i kości!


Jakoś nie złożyło się, żeby o nich wspomnieć.
Dobrze, że wyrównywanie szans na terenach wiejskich nie objęło skomputeryzowania stajni, obór itp.
Miałabym przechlapane!
Kozio-owcza przygoda zaczęła się już jajiś czas temu.
Została jednak przerwana przez przeprowadzkę.
Teraz, na swoim, mogę rozkoszować się widokami kozich i owczych mordek!


Jak widać kosiareczka nie jest potrzebna :)



Chociaż równo, to idą tylko wełniste


Kozie towarzystwo woli konsumować w rozproszeniu.


A wełenki, to i do pozowania się garną!


Fryzia - mieszanka wrzosówki i wschodnio-fryzyjskiej, ma piękne oczy, na Egipcjankę.

Reszta kobiet z wełną na grzbiecie to wrzosówki.
Kozy w większości miksy, choć jest i barwna uszlachetniana.
Moja pierwsza kózka była polskiej rasy - karpacka.
Piękna blondyna, długowłosa. Teraz mam też takiego koziołka - Zenka.
Już za 2-3 tygodnie startujemy z wykotami.
Zobaczymy cóż Zenek zmajstrował!
Najważniejsze, szczególnie dla mojej, maleńkiej kobietki, to mleczko!
W grudniu musiałam zasuszyć ostatnie panny, które najpóźniej wydadzą na świat potomstwo.

Owcza rzesza niestety nie poczuła chemii do przyjezdnego kawalera, więc maleńkie moteczki jagnięcej wełenki będą radośnie biegać po łące, najwcześniej w maju :(

Teraz już naocznie wiadomo, że serki robiłam z mleczka od swoich koziastych!

Zdjęcie to uchwyciło niespotykany moment pędu owczego na szkło i-pada :D
















Komentarze