Mydełkowo

Pisałam już o kremach i paście do zębów, nadszedł czas, żeby się jednak umyć.
Dzisiaj będzie bardzo mydełkowo!


Pierwsze moje mydełko, własnoręcznie zrobione, było zwykłym sobie, tak zwanym szarym mydłem.
W sumie nie do końca zwykłym, bo różniło się zdecydowanie od sklepowych.
Składało się dosłownie z trzech rzeczy: soda, mleko kozie i olej.
Musiało oczywiście dojrzeć około 2 tygodni.
Zdecydowanie warto było czekać!
Pieniło się cudnie, zmywało brud pierwsza klasa i nie posiadało żadnych niesympatycznych substancji.

Poszłam za ciosem i zaczęłam tworzyć mydełka z różnymi dodatkami.


Są mydełka peelingujące z naturalną kawą lub płatkami owsianymi. 
Są czyste lub z dodatkiem ziół, takich jak lawenda, rumianek czy nagietek.
Wszystko w zależności od upodobań kobiety korzystającej z przyjemności pluskania się pod prysznicem.


Moje kosteczki myjące mają wspólną bazę.
Jest nią substancja zmydlająca, to ług sodowy, tworzony na bazie koziego mleka, serwatki lub wyciągów ziołowych.
Każde z mydeł ma też różną bazę olejową, dobieraną do zadania jakie ma spełniać.
Używam tylko nierafinowanych olejów, np. Kokosowego czy ze słodkich migdałów. 
Do dziecięcej wersji mydełka dodaję także naturalnej lanoliny.

Proces ręcznego tworzenia mydła nie należy do najszybszych.
Trzeba czekać, aż dojrzeje.
Potem już tylko rozkosz kąpieli i pewność, że nie wprowadzam sobie niebezpiecznych substancji przez największy organ naszego ciała, jakim jest skóra.

Muszę przyznać, że kusiły mnie przezroczyste kosteczki do mycia w pięknych kolorach. Jednak mam pewne obawy co do gliceryny, a to właśnie z niej powstać mogą takie mydełka.

Nic straconego!
Rozpoczynam zabawę z kolorem, zobaczymy gdzie mnie zaprowadzi.
Na razie miałam zamówienie, od własnych latorośli, na serduszkowe mydełka.
Czego się nie robi dla dzieci!


No, to ja pędzę w pianę mydlaną!
Wam proponuję to samo - mydełka czekają!










Komentarze