Opłotowanie


Płot w koło działki musi być! To wiadomo.
A że nietrwałe to to, to też wiadomo.
Chociażby z takiego powiedzonka ludowego:

Trzy roki - płot
Trzy płoty - kot
Trzy koty - koń
Trzy konie - człek 
To jeden wiek!

Ładne i prawdziwe.
Słabo się to jednak ma do opłotowania typu betonowa wstęga.
Niestety ciężko mnie na takowe namówić.

Gdzieś w środku, we mnie siedzi sobie mała wieśniareczka i nie ma zlituj!
Naturalnie ma być!

Piękne są kombinacje ceglane, jednak na dłuższym odcinku, nasz płot robi sie zdecydowanie nieopłacalny!

Przy chęci zamknięcia płotem powierzchni 8 tysięcy metrów... Trzeba intensywnie myśleć.
Zdecydowana większość naszych włości będzie ożywopłotowana - póki co nie bardzo jest czym się chwalić.
Sterczące z kupy... nawozu (ładnie!) patyki, które staną się różami, akacjami i ałyczami.
Słaby widoczek.
Jednak trzeba i bliższe gospodarstwo okolić!

Za głosem wieśniaczki idziemy w naturę!


Nasz żywopłot to wierzbowe witki!
Tu wkopane pod kątem.
Krzyżują się, tworząc wierzbową siatkę.


Ten akurat eksponat oddziela wybieg kozi od podwórka naszego, więc zwiększyliśmy gęstość owitkowania.
Co wyżrą, to ich. Co się przyjmie, to nasze!

Praca z plecieniem okazała się prosta i przyjemna.
Poradziły sobie świetnie i małe rączki!



Poczekamy do wiosny, jak się zazieleni!

W innym miejscu stworzyliśmy jeszcze lepszą konstrukcję.
Mąż nazwał ją taką elfową bardziej - hm...
Jednak słoneczko nam nie pomogło w ofotkowaniu.

Grubsze konary wykorzystaliśmy do opłotowania łąki.
Takie rosnące słupki ogrodzeniowe wyjdą.

Byle do wiosny!!!





Komentarze